'
Previous chapter

Wielkie dzięki. Niech Pan was błogosławi. Możecie usiąść.
Mój syn przyszedł dzisiaj do mnie i powiedział:
– Tato, szkoda, że nie zobaczyliśmy tego kościoła, zanim zaczęliśmy budować nasz. To takie piękne miejsce. Kaznodziei jeszcze nie spotkałem, ale jeśli jest tak samo uprzejmy jak jego żona, to jest z pewnością bardzo miłym człowiekiem.
Cieszymy się, że tu jesteśmy. Oczekuję, że Bóg wyleje dziś na nas Swe błogosławieństwa i że nam pomoże.
Właśnie wszedłem, gdy usłyszałem, jak chyba brat Williams mówił, że zgromadzenie odbędzie się w Ramada Inn. Myślę, że zostało to już podane do wiadomości. Zwykle dzieje się to, zanim przybędę. Z pewnością oczekujemy, iż podczas konferencji przeżyjemy wspaniały czas. Mój udział polega na tym, że spotkam się z różnymi braćmi i będę miał społeczność z ludźmi. Modlę się, by Bóg darował nam właściwy rodzaj ożywienia. Potem możemy udać się od razu na wielkie zgromadzenie w Ramada Inn. Do tego czasu spróbujemy odwiedzić tak wiele zborów, jak to tylko możliwe. Mamy wspaniały czas. Z pewnością jest nam dany wspaniały czas społeczności z naszymi braćmi.
Każdy wie, że nie jestem jakimś szczególnym kaznodzieją. Czuję się jak koło zapasowe. Moja służba polega na modlitwie za chorych. Zgromadzenia wieczorne były tak przepełnione, że z trudnością znajdowaliśmy miejsce. Spróbujemy postarać się o pomieszczenia, tak byśmy mogli rozdać karty do modlitwy i modlić się za ludzi. Mamy zgromadzenia tylko w jeden wieczór na jednym miejscu, potem udajemy się na następne. Próbowałem wszędzie krótko przemawiać tak dobrze, jak tylko potrafiłem, a to ku czci i uwielbieniu Jezusa Chrystusa, w którego wierzymy i któremu wszyscy okazujemy miłość także przez to, że spotykamy się i mamy ze sobą społeczność.
Przypuszczam, że słyszeliście ten wypadek, który miał miejsce przed kilkoma minutami tam na rogu. Nie wiem, czy ten człowiek został zabity. Stanęliśmy i modliliśmy się. Ten człowiek został zahaczony z boku przez samochód i przerzucony przez całą jezdnię. Na skraju drogi leżała przykryta dorosła osoba. Była tam policja, ale karetki jeszcze nie było. Jeżeli nie został zabity, to był ciężko ranny. Wyrzuciło go z samochodu przez drzwi po drugiej stronie. To był straszny huk.
Musimy służyć Bogu w każdej chwili, ponieważ nie wiemy, kiedy mogą spotkać nas te rzeczy. Może myślimy, że nas nie może spotkać coś takiego. Jednak to może się stać. Wierzę temu, co mówi Jezus, mianowicie iż mamy być gotowi w każdym czasie, ponieważ nie wiemy, w jakiej minucie lub o której godzinie zostaniemy zawołani. Pójdziemy wtedy na miejsce, gdzie nie będzie już żadnych wypadków i żadnych trudności. Bardzo się cieszymy, iż zostało nam obiecane takie miejsce.
Ta myśl nachodzi nas dziś wieczorem: Tęsknimy do tego miejsca, a to pokazuje nam, iż takie miejsce istnieje. Wiemy, że gdy widzimy cień lub negatyw, to musi istnieć coś, by ten cień mógł powstać. Cień jest odbiciem. Jeżeli to ziemskie życie jest jak cień, to gdzieś musi istnieć prawdziwe życie, które jest odbijane. Patrzcie, jak piękne jest drzewo. Czy wiecie, czym ono jest w rzeczywistości? Negatywem, symbolem, cieniem drzewa życia w niebie.
Na początku, gdy Bóg zstąpił na ziemię, gdy unosił się nad ziemią, pierwszą rzeczą jaką stworzył był być może najpośledniejszy gatunek ryb, jak twierdzą naukowcy. Ja wierzę w prawdziwą, chrześcijańską ewolucję. Nie wierzę jednak, że wszystko wzięło się z jednej jedynej komórki. Wierzę, że Bóg stworzył najpierw niższe istoty jak np. ryby itd. Wciąż coś innego, z określonej komórki. Za każdym razem stwarzał inną kreaturę.
On kontynuował i stwarzał coraz to wyższe gatunki. Potem powstało coś, co odzwierciedla Tego, który wszystko stworzył, mianowicie Boga. Fakt, iż Bóg, gdy stał się ciałem, był człowiekiem Jezusem Chrystusem, udowadnia, że tak jest. Widzicie, On nie był aniołem, lecz człowiekiem. To pokazuje, że ta istota Go odzwierciedlała.
Ta stara Biblia jest pełna kosztowności. Miłuję przedstawianie i obserwowanie tego wszystkiego. Wkopuję się często bardzo głęboko, strzepuję z tego cały kurz, patrzę na to i widzę, czym to w rzeczywistości jest. Ludzie tutaj w Arizonie wiedzą, że piękne klejnoty są wydobywane z prochu ziemi. W ten sam sposób wydobywane są też kosztowne Boże klejnoty: z prochu i kurzu. Cieszymy się, że On obdarza nas przywilejem przejścia przez urządzenia oczyszczające, by usunąć wszelkie zanieczyszczenia.
Wy, ludzie z Arizony, wiecie, jak się to robiło, zanim zaczęto czyścić złoto w wielkich piecach. Mówi się, że bito złoto młotami, by je oczyścić. Starzy Indianie robili to w ten sposób. Uderzali tak długo, aż wykruszyło się wszystko, co otaczało złoto. Wiedzieli, że złoto było wolne od jakiegokolwiek zanieczyszczenia dopiero wtedy, gdy osoba uderzająca mogła zobaczyć w nim odbicie swojej własnej twarzy. Widząc swoje odbicie w złocie, wiedziała, że stało się czyste.
Myślę, że Bóg postępuje ze Swoim zborem w ten sam sposób. On chciałby wybić z nas każdą rzecz tego świata, aż ożyje w każdym z nas odbicie Jezusa Chrystusa, aż będziemy odbijali Jego życie. Wtedy będziemy dla Niego gotowi, a On będzie promieniował przez nas. To nastąpi, gdy odłożymy każdy grzech, który tak łatwo nas otacza. Musimy to uczynić, byśmy w cierpliwości i wytrwaniu biegli w biegu, do którego On nas przeznaczył, patrząc na dany nam wzór, na sprawcę i dokończyciela naszej wiary, na Jezusa Chrystusa. Tak bardzo się z tego cieszę.
Każdego wieczoru mówiłem do brata Carla Williamsa:
– Bracie Carl, ludzie na pewno nie zechcą mnie słuchać jeszcze raz. W całej dolinie zatrzymuję ich każdego wieczoru dwie, trzy godziny.
– Już dobrze. Chodź.
Cenię waszą cierpliwość a także to, że znowu mnie zaprosiliście. Niedawno rozmawiałem z moją żoną. Ona jest w Tucson. Zapytałem:
– Jaka jest pogoda?
– Jest coraz cieplej. A czy u ciebie idzie wszystko zgodnie z planem?
– Dokładnie tak, ale każdego wieczoru jest to dziesiąta, jedenasta.
Przedtem powiedziałem jej, że gdy tym razem pojadę na małe zgromadzenia do Arizony, to trochę odpocznę. Będę w tamtejszych zborach z braćmi. Nie bedę karać ludzi. Pojadę tam i pozwolę, by śpiewali swoje pieśni pochwalne. Ja sam ograniczę się i przygotuję notatki tylko na około 15-20 minut, powiem „Amen” i pójdę do domu. Ona zapytała jeszcze raz:
– U ciebie wszystko zgodnie z planem?
– Tak, kochanie. Zgodnie z planem znaczy w moim wypadku do trzech godzin. To są bardzo mili ludzie z ogromną cierpliwością.
Chciejmy teraz skłonić nasze głowy na kilka chwil, by zbliżyć się do Niego. Jestem pewien, że w takim zgromadzeniu, wśród tak wielu ludzi, którzy wierzą, znajdują się także chorzy i potrzebujący. Widzę, że tutaj leży dwóch na noszach. Wiem, że oni mają szczególne potrzeby. Bez wątpienia są tutaj jednak jeszcze inni, mający szczególne potrzeby. Jeżeli tak, to proszę, byście podnieśli rękę, byśmy o tym wiedzieli. Podczas modlitwy udam się tam, by modlić się za tych, którzy leżą na noszach, by było pewne, że nikogo z nich nie przeoczyliśmy. Oni byli wystarczająco wierni, by chcieć, żeby ich tu przyniesiono. Chciałbym, byście wszyscy modlili się razem ze mną.
Nasz Ojcze Niebieski, odkładamy na bok każdą myśl i prosimy Cię, byś oczyścił nasze zmysły. Przychodzimy do Twojej obecności, byś oczyścił nasze dusze. Przychodzimy do Ciebie z krwią Pana Jezusa i wyznajemy, że nie jesteśmy godni tych wszystkich błogosławieństw, którymi nas raczysz. Ale On umarł, byśmy mogli otrzymać te błogosławieństwa. Jest napisane, iż możemy przystąpić przed tron z ufnością (Hebr. 4, 16). Do tych błogosławieństw mamy dostęp przez łaskę naszego Pana Jezusa, Immanuela, który przyszedł na tę ziemię i zajął miejsce grzesznika. Stał się nam równy, byśmy my mogli stać się jak On.
Co za wymiana, o Panie! Prowadziliśmy pełne grzechu życie, które prowadziło prosto do piekła, a wtedy przyszedł ten Jeden, wziął to życie na siebie i oczyścił nas z naszych grzechów, przelewając krew Swego własnego życia. Panie, to więcej niż nasze serca są w stanie pojąć. Poza tym zgotował nam drogę, by zdjąć z nas wszelką winę, a Jego ranami jesteśmy uzdrowieni. Jesteśmy tak bardzo wdzięczni, że On obiecał, iż zupełnie nas zachowa, jeśli będziemy Mu służyć.
Ojcze, dziś wieczorem ludzie przynieśli przed Twe oblicze wiele potrzeb, potwierdzając to podniesieniem rąk. Wiemy, iż zwrócisz uwagę na każdą jedną z nich, ponieważ wiesz, co za tymi podniesionymi rękami skrywa się w sercu.
Panie, proszę, byś dziś wieczorem pamiętał o Swym Słowie, gdy będziemy je czytać i się w nie zagłębiać. Chcemy rozpatrywać je jak w szkole niedzielnej. Chcemy odchodzić stąd dziś wieczór z pewnością w sercu, że jesteśmy bliżej Ciebie niż w momencie, gdy tu przychodziliśmy. Jesteśmy tutaj, by mogło nastąpić w tym kraju potężne rozbudzenie. Nie wiemy, kiedy się zacznie, ale wypatrujemy je pełni oczekiwania. Panie, czynimy wszystko, co jesteśmy w stanie uczynić jako ludzie, by dożyć rozbudzenia, dzięki któremu mężczyźni i kobiety, chłopcy i dziewczyny dostąpią zbawiennej łaski poznania Chrystusa.
Diękujemy Ci za ten zbór, za pastora i jego rodzinę, za wszystkich diakonów i wszystkich przełożonych oraz za tych wszystkich, których oni reprezentują. Dziękujemy Ci za tych wszystkich, którzy dzielnie to wspierają. Panie, prosimy o Twe błogosławieństwa, by spoczęły na wszystkich. Proszę, pobłogosław wszystko, czego się podejmiemy. Niechby był to taki przystanek, Panie, gdzie mogą zejść się z całej doliny, by znaleźć ukojenie. Spraw to, Ojcze. Niechby modlitwy pasterza za chorych doczekały się odpowiedzi. Niechby zostały wysłuchane jego modlitwy o zbawienie i o wszystko, co ma związek ze zwiastowaniem Ewangelii. Niech spoczną na nim Twoje błogosławieństwa, a zborowi niech nie zabraknie żadnego daru Ducha. Niechby był to zbór będący wzorem dla całej okolicy. Spraw to, o Panie.
Ojcze, dziś wieczorem kilku ludzi leży na noszach. Nie potrafią siedzieć wyprostowani i cieszyć się ze zgromadzenia. Nie mają tego przywileju, a jednak w jakiś sposób zostali przyniesieni tutaj dziś wieczorem. O Boże, bądź miłościw! Och, wyobrażam sobie, co by było, gdyby była to moja żona, mój brat, jakiś inny mój krewny lub osoba, którą dobrze znam. Ale w rzeczywistości jest to czyjaś żona lub czyjś brat, więc modlę się, Ojcze, by zstąpiła Boża łaska z całą Jego mocą i uwolniła ich dziś wieczorem od ich noszy. Niechby na końcu tego zgromadzenia w żadnym wypadku nie leżeli już na noszach. Niechby nosze zostały, gdy oni pójdą do domu. Niechby moc, która zbudziła Jezusa z martwych, pokrzepiła ich ciała i darowała im dziś nowe zdrowie i nową siłę. Spraw to, Ojcze! Wiemy, że obiecałeś, iż będziesz to czynił. Właśnie dlatego jest napisane w Piśmie: „A takie znaki będą towarzyszyły tym, którzy uwierzyli (…). Na chorych ręce kłaść będą, a ci wyzdrowieją” (Mar. 16, 17-18).
Ojcze, nie ma chyba nikogo, kto byłby w ich zasięgu. Ci inni mogą się dotknąć nawzajem. Ale ja udam się tam posłuszny temu przykazaniu. O Boże, oczekuję listu od nich, w którym doniosą mi, że się to stało, ponieważ idę w imieniu Jezusa Chrystusa.

(Brat Branham opuszcza platformę i modli się za wszystkich, którzy leżą na noszach, podczas gdy zgromadzenie śpiewa nieustannie „Tylko Mu wierz” – przyp. tłum.).

O Panie, wierzę,
Tak, Panie, wierzę,
Wszystko możliwe jest, Panie,
Ponieważ wierzę ja.

O Panie, wierzę,
Tak, Panie, wierzę,
Wszystko możliwe jest, Panie,
Ponieważ wierzę ja.

Widzicie to? Te dwie panie miały narośle, jedna miała raka.
Chciałbym szybko złożyć świadectwo, nawet jeśli potem będę musiał się trochę streścić przy głoszeniu. Ostatni przypadek, zanim opuściłem mój dom, był niezwykły. To była pani o nazwisku Dyer. Zapomniałem, jak się obecnie nazywa. To była córka dr Dyera z Louisville, Kentucky. Dr James Dyer jest specjalistą od narośli i tym podobnych w Louisville.
Jego córka grała na fortepianie w zborze „Open Door” („Open Door” to po angielsku Otwarte Drzwi – przyp. tłum.), w którym pastorem jest dr Cobbles. Jest to duża, stara żydowska synagoga. Ten mężczyzna należał do wyznania wiary o nazwie „Kościół Chrystusa”. Dożył nawrócenia i wierzył pełnej Ewangelii. Jest miłym mężczyzną. Ona grała także w moich zgromadzeniach, które miałem w Louisville w Memorial Auditorium. Ona bardzo się zdziwiła tym, co się tam działo, i doniosła o tym ojcu, ale on powiedział:
– To tylko psychologia. Ci ludzie są potem tak samo chorzy, jak byli przedtem.
Nie chciał temu wierzyć. Koniec końców ta dziewczyna oddaliła się od zboru i wyszła za mąż za młodego mężczyznę z seminarium baptystycznego. W końcu także i on odwrócił się od swojej wiary. Chociaż był wykształcony na kaznodzieję baptystycznego, nie chciał już głosić. Potem przeprowadzili się do jego krewnych do Rockford w Illinois.
Jednak potem stało się tak, że ta Jean zachorowała na chorobę kobiecą. Wróciła do swojego ojca do Louisville, by dać się zbadać. Stwierdzono określony typ nowotworu żeńskich organów płciowych. Jej ojciec usunął ten nowotwór, przeprowadzając większą operację, ale przerzuty były już zbyt duże. Musieli więc zaaplikować jej naświetlania i dalsze leczenie. Jednak gdy została zwolniona i wróciła do domu, wciąż jeszcze miała te same dolegliwości.
Mniej więcej po roku przywieziono ją ponownie na dalsze badania. Tym razem była konieczna kompleksowa operacja. Podczas operacji jej ojciec wraz z dr Hulmesem, który jest jednym z bardziej znanych lekarzy Południa, stwierdzili, iż rak tak się już rozprzestrzenił, że zajęte było już nawet jelito grube. Zostawili ją tam na jakiś czas i wypróbowali na niej wszystko, co się tylko dało. Jednak potem lekarze stwierdzili, że te zabiegi nic nie dają. Ponownie znalazła się w szpitalu. Nie mogli jej dać nawet środków przeczyszczających, by organy właściwie pracowały. Próbowali płukania jelit, ale ona była już w tak kiepskim stanie, że woda w ogóle nie dostawała się do jelit.
I wtedy jej mąż, który był jednym z moich krytyków, przyjechał, wziął książkę do ręki i zaczął ją czytać. Wprost leżał dwa dni na schodach przed kaplicą i czekał, by mnie zobaczyć, ponieważ ja w tym czasie podróżowałem i przeprowadzałem zgromadzenia. Gdy wróciłem, poszedłem, by z nią porozmawiać. Jej mąż powiedział mi, iż ona nie wie, że ma raka. Powiedział:
– Idź tam, mów i módl się z nią.
Gdy ją potem zobaczyłem, powiedziała:
– Bracie Branham, mój mąż przyjmie boskie uzdrowienie. Nie mogłam go wcześniej skłonić, by spojrzał choć do jednej twojej książki, ale teraz czyta mi każdy dzień stronę za stroną.
– Teraz rozumiem, Jean. Chciejmy jednak pomówić z Panem, by zobaczyć, co On powie.
W pokoju nie było nikogo innego. Pielęgniarka się pożegnała. Rozmawialiśmy przez chwilę, a potem zobaczyłem wizję. Ona ma około 40 lat i nie ma jeszcze ani jednego siwego włosa. Ale w wizji widziałem, że była zdecydowanie starsza i siwa. Powiedziałem:
– Jean, byłaś w zgromadzeniach.
– Tak, bracie Branham.
– Twój ojciec i twój mąż prosili mnie, żebym nic ci o tym nie mówił, że masz raka. Jednak chcę ci to powiedzieć, ponieważ byłaś w zgromadzeniach. Wiesz, że żadna wizja nigdy nie zawiodła. Jean, teraz coś ci powiem i będzie to tak mówi Pan.
W takim przypadku musicie być zupełnie pewni, że jest to naprawdę Pan, a nie tylko jakieś wrażenie. Potem powiedziałem:
– Będziesz żyła.
– Bracie Branham, tego, że mam raka, obawiałam się cały czas. Wychowałam się przecież w domu mojego ojca, który jest lekarzem, i właśnie tego jednego się obawiałam. Zawsze myślałam, że jest to to.
Potem modliliśmy się.
Dwa dni później została znowu zabrana. Mieli jej robić sztuczny odbyt. Wiecie na pewno, co to znaczy. Zamierzali zamknąć naturalne wyjście i zrobić nowe. Tacy ludzie noszą na ciele przed tym otworem plastikowy worek, do którego ciało się opróżnia. Noszą go tak długo, aż umrą, bo rak w końcu ich zabija. Gdy wszystko było już przygotowane do nowej operacji, ona poczuła się dziwnie. Zawołała pielęgniarkę i poprosiła, by pomogła zajść jej do toalety. Gdy tam dotarła, miała zupełnie normalny stolec. Jej mąż nie mógł tego pojąć. Nie zoperowano jej. Następnego dnia po śniadaniu miała znowu zupełnie normalny stolec. Jej lekarz zatelefonował i, łkając i płacząc, powiedział:
– Nie potrafię tego zrozumieć. Nie możemy znaleźć ani śladu tego wszystkiego. Wszystko zniknęło.
Moje umiłowane siostry, nie mam powodu, by stać tutaj jako sługa Chrystusa i mówić coś niewłaściwego, ponieważ owego dnia zostałbym za to osądzony i wyrzucony jako obłudnik. Mówię wam z otwartym Słowem Bożym przede mną, iż modliłem się za wami tak samo poważnie jak za Jean. Dla nas jest to załatwione. Wierzymy, że Bóg wysłuchał modlitwę wiary. Tym samym jest to załatwione. Słowo Boże mówi: „A modlitwa płynąca z wiary uzdrowi chorego…” (Jak. 5, 15).
Ten sam Bóg uzdrowił Jean, córkę lekarza Dyera. Nie znam nawet jej małżeńskiego nazwiska. W każdym bądź razie jej mąż przyjął z całego serca pełną Ewangelię. Gdy wygłaszałem w kaplicy moje ostatnie kazanie, siedział tam i wszystko przyjmował. Wziął udział w Wieczerzy Pańskiej i we wszystkim. Uczeń baptystyczny, ale przyszedł do Pana, by otrzymać chrzest Duchem Świętym. To pokazało ponownie, iż Bóg pozostaje Bogiem.
Lekarz, jej ojciec, jest przemiłym człowiekiem, ale on nigdy nie widział, jak coś takiego się działo.
Jednak Bóg ma na wszystko określony czas. Wy dwie, które tutaj leżycie, wierzcie. Czasem spotykają nas rzeczy, które służą nam ku dobremu. Wiecie, że Biblia mówi, iż wszystko służy nam ku dobremu (Rzym. 8, 28).
Przypomnijcie sobie doświadczenia Joba. Bóg nie karał Joba, On chciał jedynie wypróbować Swego sługę. Wszystko przybrało dobry obrót. Potem została napisana Księga Joba na świadectwo dla wszystkich pokoleń. Bóg czyni wszystko dla naszego dobra.
Pamiętajcie o tym! Modliłem się modlitwą wiary z całego serca. Jeżeli wierzycie, także się tak stanie! Oczekujcie rezultatu.
Przejdźmy teraz od razu do poselstwa, ponieważ wielu musi tu stać. Dziś wieczorem mam krótkie poselstwo.
Pamiętajcie, na konferencji Kupców w Ramada Inn będą tym razem doborowi mówcy. Z pewnością spróbujecie wziąć udział w tym zgromadzeniu. Jednego wieczoru będzie na bankiecie także brat Oral Roberts.
W jakiś sposób mam udział w Tucson i będę się wstawiał za Tucson. W następny poniedziałek wieczorem będziemy mieć zgromadzenie również tam. Jeżeli będziecie znajdować się w okolicy, przyjdźcie. Ze mną pomęczycie się trochę, mianowicie ten jeden raz, kiedy jestem przewidziany jako mówca. Przyjdźcie więc w następny poniedziałek wieczorem do Ramada Inn w Tucson. Wszyscy wiemy, że Phoenix jest podmiejską dzielnicą Tucson. To jest ogólnie znane. Przyjedźcie i zobaczcie, jak żyją ludzie w górach.
Teraz chciejmy przeczytać w naszych Bibliach miejsce z proroka Zachariasza, rozdział 14, wiersze 6 i 7. Z tych wierszy chciałbym zaczerpnąć mój temat.
„W owym dniu stanie się tak: Nie będzie ani upału, ani zimna, ani mrozu. I będzie tylko jeden ciągły dzień, zna go Pan, nie dzień i nie noc, a pod wieczór będzie światło”.
Z tego tekstu chcę zaczerpnąć temat: „Posłaniec czasu wieczornego”. Mieliśmy posłańców w przeciągu całego dnia zbawienia. Tego dnia, o którym On tutaj mówił, poselstwo przychodzi w czasie wieczoru. Dziś wieczorem chcemy rozmawiać o tym tak jak w lekcji szkoły niedzielnej.
Wszyscy wiemy, o czym mówił tutaj Zachariasz. Powiedział, że nadejdzie dzień, który jest Panu bardzo dobrze znany, którego nie można nazwać ani nocą ani dniem, ale pod wieczór ma zabłysnąć światło. Dzień, którego nie można nazwać ani nocą, ani dniem, jest ciemnym, pochmurnym dniem.
Wszyscy wiemy, że cywilizacja szła ze wschodu na zachód. Najstarsza cywilizacja, jaka istnieje, znajduje się w Chinach. Ona szła ze wschodu na zachód. Szła za słońcem. Przeszliśmy całą drogę aż do Wybrzeża Zachodniego. Gdybyśmy stąd szli jeszcze dalej, ponownie dotarlibyśmy na wschód. Znajdujemy się na końcu drogi.
Jako zbór wierzymy, iż Ewangelia prawie osiągnęła swój koniec. Wierzymy, że na przestrzeni czasu wielcy posłańcy walczyli setki lat o te wielkie rzeczy. Walczyli aż do tych dni końca. Luter walczył o usprawiedliwienie z wiary, Wesley o poświęcenie, a potem zielonoświątkowcy o chrzest Duchem Świętym. Wierzymy, iż, mając to wszystko, ciało jest kompletne. Tak jest w naturalnym zakresie i tak jest też w duchowym.
Jak to się zazwyczaj dzieje, gdy rodzi się dziecko? Jako pierwsza wypływa woda, potem krew, a potem życie. W 1. Jana 5, 7-8 jest napisane: „Albowiem trzech jest świadków: Duch i woda, i krew, a ci trzej są zgodni”. Nie są jedno, lecz się zgadzają. Ale Ojciec, Słowo i Duch Święty są jedno. Nie możecie mieć Ojca bez Syna. Nie możecie mieć Syna bez Ducha Świętego. Jednak możecie być usprawiedliwieni, nie będąc poświęceni, i możecie być poświęceni, nie otrzymawszy Ducha Świętego.
Duch Święty to mieszkająca w was obecność i moc Chrystusa. W was, w duchu. Widzimy więc, jak naturalne rzeczy symbolizują te duchowe. I tak zbór jest teraz doskonale dojrzały. Usprawiedliwienie, poświęcenie i chrzest Duchem Świętym. Przebraliśmy w domu siedem okresów zboru, podkreślając to wyraźnie.
Czy ktoś z was słyszał taśmy z siedmioma okresami zboru? Na koniec narysowałem okresy zboru na tablicy, tak jak tylko potrafiłem, kierując się inspiracją, którą dał mi Bóg. Ojciec Niebiański wie, że to prawda. Anioł Pański, którego widzicie na zdjęciu – wielu widziało to zdjęcie ze światłem, czyż nie? – zstąpił na oczach 300-400 ludzi do pomieszczenia i sam nakreślił te okresy zboru na jednej stronie ściany. Wszyscy staliśmy i przyglądaliśmy się, jak rysował pierwszy, drugi, trzeci, czwarty, piąty, szósty i siódmy okres zboru.
Siedzą tutaj ludzie, którzy mogą to poświadczyć. Jeśli tak jest, to proszę, byście podnieśli ręce. Biblia mówi: „Na zeznaniu dwóch albo trzech świadków opierać się będzie każda sprawa” (2. Kor. 13, 1).
Wszyscy obecni krzyknęli itd. Powiedziałem tam:
– Chcieliście to zobaczyć. Teraz możecie patrzeć wszyscy bezpośrednio na to.
Była godzina 11.00, gdy On stał tam przy ścianie i szkicował okresy zboru. Najpierw było dużo Ducha, potem ciemność wzięła górę i Duch ustąpił, nastało średniowiecze, a potem Duch znowu wrócił, jak wam to narysowałem. Mamy jeszcze te rysunki, wiszą na ścianie. One się dokładnie zgadzały. Duch Pański musiał być zadowolony z dokończenia tego dzieła, ponieważ zstąpił i potwierdził, iż było to właściwe.
Żyjemy w okresie zboru laodycejskiego. To bogaty okres zboru, kiedy wierzą, że niczego już nie potrzebują, nie wiedząc, że są nadzy, pożałowania godni, biedni i ślepi. Te rzeczy zostały zobrazowane.
Słońce, które wschodzi na wschodzie, jest tym samym słońcem, które zachodzi na zachodzie. Zatrzymajmy się tutaj na moment i przygotujmy grunt pod to poselstwo.
Znamy miejsce słońca w systemie gwiezdnym. Jednak Syn Boży zstąpił tam na wschodzie w Bożym blasku i świetle. Pan zajmuje się nami już prawie 2.000 lat. On powiedział: „I będzie tylko jeden ciągły dzień, zna go Pan, nie dzień i nie noc, a pod wieczór będzie światło”.
Jak wiecie, Duch Święty spadł na początku tam na ten lud na wschodzie. Przeszliśmy przez czas, kiedy przystępowało się po prostu do zboru, podsumowywało pewne fakty dotyczące wiary, i walczyło o małe rzeczy. Lecz pod wieczór na zachodniej półkuli znów miało zabłysnąć światło. Znajdujemy się właśnie w tym czasie. Cywilizacja nadeszła ze wschodu jak wielka fala, która zabrała ze sobą po drodze grzech i uderzyła w Wybrzeże Zachodnie z prędkością naddźwiękową. Najbardziej zepsute miejsce, jakie znam, znajduje się na Wybrzeżu Zachodnim. Uprawiają wszystko, o czym tylko zdołacie pomyśleć: jeden wielki grzech, korupcja, rozwód, małżeństwo. Taki jest Hollywood, bezpośrednia brama do piekła. To zgadza się dokładnie.
Wierzę w prawdziwą, biblijną świętość. Nie wierzę w korupcję i wszystkie te zepsute rzeczy z Hollywood, które służą ludowi za przykład. Zawsze byłem przeciwko i myślę, że gdy mężczyzna ma Ducha Bożego, również będzie przeciwko, ponieważ Duch Boży składa świadectwo, iż jest to niewłaściwe.
Wcześniej jeździli do Paryża z powodu nagich modeli, by rozebrać nasze kobiety, ale dzisiaj przyjeżdża się z Paryża tutaj, by się w nie zaopatrzyć. Hollywood to numer jeden na świecie. Moda na nagość, którą tutaj dysponujemy, przewyższa Francję. To pijane, hałasujące, niemoralne miejsce! To się zgadza! Hollywood zostawił wszystko i wszystkich w tyle.
Cała nasza telewizja nadaje bez jakiejkolwiek cenzury. Brudne dowcipy, zepsucie i korupcję można znaleźć w każdej audycji. My, wcześniejsi zielonoświątkowcy, nigdy nie wysłalibyśmy naszych dzieci do kina. Tak było przed laty, ale diabeł nas przechytrzył i przyniósł nam to od razu do domu. Wprowadził kino bezpośrednio do domu.
To straszne, patrzeć na to i rozumieć, że świat uwikłał się w to zepsucie. Świat został wciągnięty w to, co przyszło wraz z cywilizacją.
Jeśli Pan pozwoli, to za kilka dni będę głosić na temat „Countdown” (odliczanie w dół przed startem – przyp. tłum.). Wiem, że was też to dotyczy. Rozpoznajemy, co się dzieje. W przeciągu całego czasu Bóg był w stanie uczynić coś także ze Swoim zborem, choć działy się te wszystkie rzeczy. Teraz znajdujemy się w czasie końca, Bogu niech będą dzięki!
Każdy okres miał swoje poselstwo i swojego posłańca. O to zatroszczył się Bóg. W okresach zboru widzimy, że każdy posłaniec żył tym, co było postanowione na jego czas. Kończyło się jedno, zaczynało następne, i tak aż do siódmego okresu zboru. Każda gwiazda, każdy anioł zboru, każdy posłaniec.
W ostatnim okresie zboru, w Obj. 10, zabrzmiała trąba i rozległo się siedem głosów. Jednak nie zezwolono na spisanie tego. To było zapieczętowane na odwrotnej stronie księgi. Siedem pieczęci było na odwrocie księgi. Gdy księga została spisana, została zapieczętowana na odwrocie siedmioma pieczęciami. Nikt nie wie, co one oznaczają. Zostało powiedziane: „Lecz w dniach, kiedy siódmy anioł się odezwie…” (w. 7) – ziemski anioł.
Jeden anioł zstąpił z nieba, a ten był na ziemi. Anioł to to samo co posłaniec, posłaniec na dany okres.
Widzimy, że On miał nad Swą głową tęczę, podniósł Swą rękę i poprzysiągł na Tego, który żyje na wieki wieków, iż czasu już nie będzie. Rozległo się siedem grzmotów, a On powiedział: „Zapieczętuj to, co powiedziało owych siedem grzmotów, a nie spisuj tego” (w. 4). Stwierdzamy, że nastąpiło to na odwrocie księgi.
Gdy siódmy anioł zakończy tego dnia swe poselstwo prorokowaniem, dokona się tajemnica Boża. Wszyscy wiedzą, że Biblia to mówi. Tajemnica Boża – co to jest? Co to jest – Bóg? Kim jest Bóg? Wszystko, co ma związek z chrztem i tymi innymi rzeczami ma zostać wyjaśnione właśnie tego dnia.
Każdy posłaniec miał swoje poselstwo, a każde poselstwo miało swojego posłańca na dany okres. To godne uwagi. Stwierdziliśmy to, przerabiając okresy zboru. Dziś wieczorem przejdziemy do Starego Testamentu i stwierdzimy tam to samo. Bóg posyłał Swego posłańca zawsze na końcu. Zawsze działo się to na końcu, a nie na początku. Gdy przebrzmiał czas Lutra, wystąpił Wesley. Gdy przebrzmiał czas Wesley’a wraz z głoszonym poświęceniem, nastąpił okres zielonoświątkowy. Posłaniec otwiera zawsze nowe poselstwo na końcu starego okresu. Tak się działo w każdym okresie. Wiemy, że jest to prawda.
Za każdym razem powtarzało się to w Biblii. Znajdujemy to w całym Piśmie Świętym. Na końcu starego okresu zaczynał się nowy i Bóg posyłał posłańca.
Za każdym razem, gdy występował posłaniec, przychodził po to, by przyprowadzić zbór z powrotem do Słowa. Zawsze się udaje. Nie zapomnijcie, że to Słowo jest zupełnym objawieniem Jezusa Chrystusa. Nic nie wolno do niego dodać i nic nie wolno z niego ująć. To jest pełne objawienie Jezusa Chrystusa. Dlatego jeżeli dzieje się wśród nas cokolwiek, co znajduje się w sprzeczności z tym objawieniem, możemy być zawsze pewni, iż jest to niewłaściwe. „Z powrotem do Słowa!” To jest zawsze wezwanie do powrotu.
Zgodnie z Pismem Bóg używa w każdym wypadku proroka, by przywołać z powrotem tych Swoich. Ani razu tego nie zaniedbał. On posyła zawsze proroka. Dlaczego to robi? Ponieważ Biblia mówi, że Słowo Boże przychodzi do proroka, do tego, który podaje dalej objawienie Słowa.
Mam nadzieję, że nie zrozumieliście mnie źle, ponieważ nie chciałbym zostać źle zrozumiany. Jednak chciałbym być wierny mojemu powołaniu. Chciałbym być szczery. Tacy chcielibyśmy być.
Bóg używał zawsze proroków. Zawsze jednego mężczyznę. Gdy weźmiecie jakąś grupę ludzi, natkniecie się na różne pomysły. Nawet dwóch mężczyzn nie zgadza się tak do końca. Nigdy na ziemi nie było dwóch szczególnych proroków w tym samym czasie. Bóg zabiera jednego, a dopiero potem występuje z następnym poselstwem drugi w miejsce tego pierwszego. W tym samym czasie nie ma On nigdy dwóch, zawsze tylko jednego.

Next chapter